poniedziałek, 8 marca 2010

Rozmowy z majorem Pierdółką

Zamiast lepszego tramwaju podjechał mi gorszy tramwaj, który jedzie krócej, ale zatrzymuje się dalej. Idąc od jego przystanku do domu przechodzi się koło przystanku lepszego tramwaju, głównie po to, by stwierdzić, czy będąc spokojniejszym i wygodnickim byłoby się w domu szybciej.
Idę sobie więc, obserwując zalegające zaspy śnieżne, kiedy uchem bardzo wewnętrznym słyszę komendę majora Pierdółki:
- Odkręcać kran w nosie! Ruszać się, obkurwieńce jedne!
Efekt natychmiastowy, z nosa się leje jak z ruskiej półlitrówki. Nieco absorbuje to moje myśli, ale z drugiej strony myślę cały czas nad wypowiedzią majora i coś w niej nie daje mi spokoju. Tylko co to jest...? Już wiem.
- Majorze – odzywam się grzecznie. - Skąd pan zna wyraz „obkurwieniec”? Czyżby czytał pan Sapkowskiego?
- Czego? Kogo? Niech cywile pocałują mnie w dupę i nie przeszkadzają żołnierzom w służbie ojczyźnie – odrzekł mi ów grubianin. Poczułem się nieco urażony, ale i nastraszony. Już chciałem schować się w głąb siebie, kiedy przypomniałem sobie, że tam właśnie siedzi ów niebezpieczny człowiek. Pomedytowałem na ten temat przez chwilkę, aż wreszcie odrzekłem mu:
- Majorze, proszę nie zapominać, że przebywa pan obecnie w mojej głowie. Jest pan moim gościem, wymagam więc nieco szacunku. - Tak mu powiedziałem, dumny ze swej asertywności. Zadowolenie moje zostało jednak natychmiast stłamszone przez nieludzko spokojną odpowiedź majora:
- Ta placówka została mi wyznaczona przez naczelne dowództwo jako najlepszy punkt do obserwacji zagrożeń czyhających na państwo polskie. Lokal został zajęty mocą prawa, nie zaś pańskiej gościnności.
Odczułem silne dość silne deja vu, coś było dokładnie tak, jak było już wcześniej i to wcale nie dawno... Nie mogłem jednak ustalić, co to było, więc rzuciłem do swego rozmówcy:
- Czy naczelne dowództwo z pełną powagą powiedziało panu majorowi o czyhaniu owych zagrożeń?
- Z pełną. - Oświadczył zwięźle, wpatrując się w coś za pomocą lunety.
W tym momencie dotarło do mnie, skąd to deja vu – otóż znowu, tak samo jak dwie chwile temu, spokoju nie dawało mi coś w wypowiedzi majora! Tylko co to mogło być...?
- Czyli naczelne dowództwo polskiego wojska zajmuje się tworami czyhającymi? - Drążyłem średnio interesujący temat, siląc się na złośliwość.
- Srającymi. - Major widać nie miał ochoty bawić się w postmodernizm. - Dowództwo dlatego jest dowództwem, że zajmuje się, czym chce.
Delektowałem się właśnie szerokimi przestrzeniami złośliwości, które otworzył przede mną (a więc i przed sobą) major swoim postawieniem sprawy, gdy dotarło do mnie, co mnie tak zaciekawiło w jego wcześniejszej wypowiedzi.
- Majorze, co to znaczy, że moja głowa jest najlepszym punktem do obserwacji zagrożeń czyhających na państwo polskie? - Zapytałem niespodziewanie. Odniosłem wrażenie, że major poruszył się nieznacznie na dźwięk mojego pytania.
- A jak pan myślisz? Znaczy to, że pańska głowa jest najlepszym punktem do obserwacji zagrożeń czyhających na państwo polskie! Wytycznych dowództwa się nie kwestionuje.
Nie, chyba jednak nie poruszył się na dźwięk pytania, tylko po prostu się akurat poruszył. Trudno było mi powiedzieć, na co odpowiedzią było stwierdzenie majora i czy to coś jakkolwiek się wiązało z tym, o co go pytałem. Rozmawiaj tu człowieku z wojskowymi!
- Majorze, czy to wszystko oznacza, że w mojej głowie powstają zagrożenia dla państwa, lub nawet że moja głowa jako taka stanowi owo zagrożenie?
- Ta informacja została zastrzeżona.
- Została zastrzeżona czy po prostu pan nie wie? - Rzekłem zniecierpliwiony.
- Ta informacja również została zastrzeżona.
Czyli wracamy do mojego rozumienia współczesności. Nie wiadomo tak naprawdę absolutnie nic. Ktoś twierdzi, że ktoś nad czymś czuwa, ale wierzyć mu trzeba na słowo. Odczułem narastającą frustrację i chciałem ją na czymś wyładować.
- Majorze, a czy nie mógłby pan przykręcić strumienia w moim nosie, kiedy rozmawiamy? Przecież to urąga godności! - Zaatakowałem go.
- To niech pan do mnie nie rozmawia – obronił się. - Albo niech się pan obetrze.
Pomysł rzeczywiście był zupełnie przyzwoity (pomijając jego syzyfowość) i zdziwiłem się, że sam o tym nie pomyślałem. Wielkie umysły czasem zapominają o małych sprawach, usprawiedliwiłem się w myśli. Obsmarkane umysły zawsze pozostaną tylko obsmarkanymi umysłami, odpowiedziałem sam sobie, po czym mimo wszystko sięgnąłem po chusteczkę. Ich zapas nie wystarczy na długo; mijałem już na szczęście przystanek lepszego tramwaju (który pod względem jakości podróżowania był akurat gorszy), do domu pozostała więc mniej niż połowa drogi. Trzeba myśleć szybciej.
- Przepraszam, ale nijak nie widzę, dlaczego moja głowa miałaby być siedliskiem zagrożeń akurat dla polskości. Moje myśli wymierzone są w ogólny ład cywilizacyjny, a nawet sprawy bardziej fundamentalne i ogólnoludzkie – uniosłem się dumą i zagrałem w otwarte karty.
- Skąd pomysł, że w tym wszystkim chodzi akurat o pana? - Tajemniczo przygasił mnie major. Zastanowiło mnie wyrażenie „skąd pomysł” - w końcu to ja go nadużywam, jakiś tam major powinien raczej powiedzieć „dlaczego pan uważa”, „skąd się panu wzięło” lub „co pan za głupoty opowiadasz”. Postanowiłem jednak nie dzielić się tym podejrzeniem z rozmówcą, skoro najwyraźniej on nie dzieli się wszystkim ze mną.
- Choćby stąd, że siedzi pan w mojej, a nie czyjejkolwiek innej głowie – postanowiłem zabłysnąć inteligencją.
- Może pańska głowa jest bazą wypadową dla agentury obcego rządu, albo nawet dla kontrolujących media istot pozaziemskich?
Pomyślałem, że dworuje sobie ze mnie i wpadłem w złość.
- Ta, chyba moja d...
- A o to musiałbym zapytać tamtejszego rezydenta, pułkownika Wołowa.
- Proszę natychmiast przerwać te insynuacje! - Zażądałem, prawdziwie zaniepokojony.
- Gdzie pan widzi insynuacje? Wszystko powiedziane wprost, po wojskowemu.
- Żądam, aby zaprzestał pan tych wykrętów i w tej chwili wyjawił całą prawdę! - Pomyślałem, że przemówię do żołnierskiego instynktu posłuszeństwa.
- Naprawdę chce pan wiedzieć?
- Tak.
- Z całą pewnością? Bo potem już nie będzie odwrotu.
Ha! Wreszcie się czegoś dowiem.
- Z całą pewnością. Gadaj pan.
- Tak więc informacje, o które pan pyta, zostały zastrzeżone.
Zacisnąłem pięści i przełknąłem cisnący się na usta wulgaryzm (pewnie wyłapią go swoją aparaturą ludzie kaprala Świniowca). Pocieszyć się mogłem jedynie faktem, że naukowo udowodniłem nieinstynktową naturę wojskowego posłuszeństwa.
Szedłem więc w ponurym nastroju, aż nagle przyszło na mnie olśnienie. Mój nos! To przy nim przecież majstrowali ludzie majora Pierdółki – oni z pewnością próbują unieszkodliwić mój nos! Tylko jakie zagrożenia dla państwa mogą płynąć z faktu, że posiadam sprawny narząd czwartego co do ważności mojego zmysłu? Czyżby obawiali się, że wywęszę brudne sprawy rządu? Nie, to tylko metafora... chociaż wojskowi mogliby się na nią nabrać. Tak więc mamy już jedną hipotezę, bazującą na z pewnością słusznym założeniu bezbrzeżnej głupoty środowisk wojskowych. O faktyczny węch raczej nie mogło im chodzić, bo sam muszę przyznać, że nie jest szczególny, zwłaszcza, że przez większość czasu mam kat... ach więc to tak! To dlatego tak rzadko mogę cieszyć się moim doskonałym węchem, że jest on sabotowany przez polską armię! Nie no, tu się szykuje milionowy proces. I całe szczęście, bo desperacko brakuje mi jakiegoś pomysłu na zdobycie lepszej forsy. Adwokata trzeba wziąć z górnej półki, bo ministerstwo obrony też pewnie nie będzie się cackać i spróbuje udowodnić, że to dla mojego dobra. A jak już wygram to inwestować czy przepuścić? No dobrze, ale gdyby nie z powodu metafory to dlaczego odbieraliby mi najważniejszy zmysł? Przecież szkodzenie własnym obywatelom nie jest w ich interesie. Przynajmniej nie bezpośrednio.
Rozmyślając tak zbliżałem się już do swego bloku, ale dopadło mnie jeszcze ostatnie olśnienie. Atrakcyjność! To mi najbardziej psuje cieknący nos! Nagle wszystko stało się takie jasne. Ministerstwo obrony musi działać na zlecenie samego premiera, albo kogoś ponad nim. Chodzi o to, by ograniczyć nieco moją atrakcyjność, by dać szansę pozostałym polakom, bo kiedy wszystkie kobiety wpatrzone są jedynie we mnie, a ja wyznaję filozofię antyerotyczną, to w Polsce nikt nie prokreuje! Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z wagi problemu. Przecież całą Europa teraz cierpi na problemy demograficzne. Tzn. według mnie to dobrze, że tak się dzieje i niech się rodzi jak najmniej, ale samemu być sprawcą tego wszystkiego? To prawie jak skazać miliony na śmierć. Teraz wreszcie rozumiem, jak się musieli czuć dwudziestowieczni dyktatorzy, i muszę przyznać, że uczucie nieco przytłaczające, ale ogólnie przyjemne.
Wszedłem do swojej klatki.
- Jesteś zupełnie szalony, i to nie tylko dlatego, że rozmawiasz z urojonymi postaciami – rzuciła na odchodnym jakaś urojona postać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz