czwartek, 29 kwietnia 2010

Frustracja i redundancja

Czasem próbuję sobie coś grać i nagle odkrywam, że po trzech latach nauki, zapewne ponad tysiącu godzin spędzonych na ćwiczeniu nie mogę wydobyć zwykłych dźwięków bez brzęczenia. Wtedy dopada mnie frustracja, to szczególne uczucie gniewu, na który przekuć trzeba cierpienie wywołane bezsilnością. Ciekawe, że frustracja zawsze jest podobna, niezależnie od tego, czy wzięła się ze spraw ciężkich, jak mord na bezbronnych, czy lżejszych, jak niemożność muzykowania. Tak czy owak, wypluwając z siebie najplugawsze, choć mało oryginalne strumienie przekleństw odkładam znienawidzony instrument, delikatnie próbuję agresji fizycznej wobec sprzętu i siebie, ale tak, żeby niczego nie uszkodzić, ani nawet nie narozwalać zbytnio. Agresja przechodzi do sfery głębszej, przypominam sobie, że i tak jestem w życiowym impasie i w mojej okolicy szykuje się całe morze cierpienia. Jeśli do całej mojej frustrującej bezsilności, objętościowo równej zasadniczo całemu życiu na ziemi, dodać jeszcze to, rachunek wydaje się prosty. "Nie ma co deliberować - mówię sobie - trza się zabić zanim się waść rozmyślisz". Trzy sekundy wyzwalającego uczucia podjętej decyzji... i przypominam sobie, że i to nie wchodzi w rachubę.

Wtedy doświadczam uczucia, które chciałem tu opisać. Jest to frustracja nakładająca się na frustrację. Nowa fala złości, wydaje się nieporównywalna do tej sprzed chwili, więc człowiek chce zakląć tym szpetniej. A tu dupa - wszystkie znane wulgaryzmy w narzucających się kombinacjach już wykorzystane. No to w coś walnąć, ale co mogło być bezpiecznie walnięte, to już zostało. Normalny, żywy lub autentyczny (co kto woli) człowiek w tym momencie zrobiłby coś. Stłukł szybę, wyrzucił monitor przez okno, rozwalił sobie głowę o kaloryfer. Ale ja już chyba jestem wyjałowiony. Nie chce mi się. Nawet w skrajnych emocjach nie mogę się uwolnić od pragmatyzmu, ba - wygodnictwa nawet. Przy odrobinę większej skłonności do banałów powiedziałbym, że jestem człowiekiem kultury. Ale przecież frustracja to właśnie sprawa czysto kulturowa, więc o naturze nikt tu w ogóle nie rozmawia. W moim przypadku natura chyba już dawno poszła na piwo, znalazła kogoś do wyżalenia się i spędziła pół nocy w barze, wróciła nad ranem, ale tylko po gitarę, po czym [wulgaryzm oznaczający męski organ płciowy] ją strzelił, a słuch po niej zaginął.

Chyba ogólnie jestem rozżalony, bo w tym tygodniu wreszcie miałem się wziąć do roboty i w krótkim czasie zrobić sporo badania, a nie zrobiłem nic. W niedzielę calusieńki dzień zmarnowałem na robienie aniacji (gifa), który jeszcze nie jest skończony, ma niecałe pół minuty. Przeczytałem parę książek po raz drugi lub trzeci. Wszystko, byle tylko nie robić niczego pożytecznego. I nawet już wymówek żadnych (poza egzystencjalnymi, oczywiście) nie mam. Jak teraz o tym myślę, to odruchowo zmierzam do powtórzenia końcówki pierwszego akapitu.

Myślałem też dzisiaj nad chrześcijańskimi przykazaniami. Nie, nie będę tu wymieniał, jak rozrywkowo łamię poszczególne z nich i ile sobie z tego robię. Ani nie będę dowodził, że są one ogólnie bez sensu. Za to zwróciły moją uwagę dwa ostatnie przykazanka - co do żony i innych rzeczy bliźniego twego. Oczywisty patriarchalny seksizm pomijam. Interesuje mnie tekst: "nie będziesz pożądał" lub w innej wersji "nie będziesz pragnął". Rozumiem, zakazać komuś robienia czegoś, ale zakazać pragnienia? To prawie jak zakazać myślenia na jakiś temat. Im bardziej chcesz, tym trudniej. A jeszcze jest relacja przykazań 9. i 10. do 6. i 7. Skoro się dublują, to jego mość wszechmogący musiał zakładać możliwość, że będziemy kraść i cudzołożyć mimo braku chęci. "Nie, mam wszystko, czego potrzebuję, a jego żona jest dość brzydka. No ale cóż, nuda bierze... a, wezmę i pocudzołożę z nią!" Nawet ten idiotyczny monolog pod koniec może sugerować niewielkie pragnienie. Tak więc złamanie 6. bez złamania 9. wydaje się technicznie dość trudne (no właśnie, nawet technicznie... w sensie, bez pożądania to mężczyzna... tego, no... to znaczy oczywiście ja nie, ale mój kumpel... nie, naprawdę chodzi o kumpla, chcesz, to go przyprowadzę...). Albo więc chodziło bogu o problem męskiej prostytucji, albo o pomaganie żonom bezpłodnych mężów albo też... mamy tu do czynienia ze zjawiskiem, które my, fachowcy, nazywamy redundancją. Polega ono na....


I pieprzył tak bez sensu przez pół nocy, gdyż po prostu mu się nudziło. Nad ranem przyszedł do pewnej przytomności, ale okazało się, że tylko po gitarę. Wziął ją i pobudził wszystkich sąsiadów oraz wezwanych panów policjantów, którzy zasnęli sobie byli na spokojnym dyżurze.

środa, 21 kwietnia 2010

Reklama

Z pewnością znacie Państwo nieprzyjemną sytuację, kiedy nie można zetrzeć tej wyjątkowo upartej plamy z podłogi lub bielizny? Kiedy środki czystości kończą się i stajemy przed dylematem: umyć swoje ciało czy zabrudzoną kuchenkę? Kiedy po prostu coś nieprzyjemnie swędzi podczas chodzenia?

Wszystkie te problemy kończą się, i to już dziś! Przedstawiamy Państwu światowego potentata na rynku środków czyszczących do powierzchni płaskich oraz miejsc intymnych - firmę Dupa Szmata! Zapraszamy Państwa do wykorzystania unikalnej sytuacji - właśnie teraz Dupa Szmata postanowiła zlitować się nad polskimi gospodarzami oraz gospodyniami, dostarczając im wszystko, czego potrzebują:


Wszechstronna szmatka do skóry zwykłej, suchej oraz podłogi drewnianej, kamiennej lub syntetycznej. Przed użyciem przeczytaj ulotkę dołączoną do opakowania lub skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.

Jedyne 59.99 PLN. Super Okazja!






Luksusowa szmatka, która pozwoli Twojej skórze cieszyć się odświeżającym peelingiem i komfortem, podłodze lśnić, a zatartemu silnikowi wreszcie uruchomić! Używać tylko z oryginalnymi środkami czyszczącymi Dupa Szmata.

Jedyne 129.99 PLN. Jeszcze Bardziej Super Okazja!



NOWOŚĆ!! Fantastyczny płyn do czyszczenia Dupa Rozkosz. Twoje pośladki już nigdy nie zaakceptują niczego innego! Delikatna, acz stanowcza emulsja zmyje plamy z powierzchni nie rysujących się - może też być stosowana jako wywabiacz do plam na ubraniach z tworzyw naturalnych. W sam raz dla Ciebie!

Jedyne 39.99 PLN. Najsupersza Okazja Pod Słońcem (Bądź Innymi Gwiazdami)!!!


Pamiętaj! Dupa Szmata jest Twoim najlepszym przyjacielem i sojusznikiem w walce z przykrym zapachem, kurzem, brudem oraz grzybicą.


sobota, 10 kwietnia 2010

Wyjaśnienie katastrofy

Po namyśle jednak jedną rzecz mam do powiedzenia na temat dzisiejszych wydarzeń.

Spotkałem się z pytaniem: "Dlaczego to musiało się stać?" No więc odpowiadam:

Dlatego, że Andrzej Wajda potrzebował materiału na sequel swojego hitu.

Quest Items

Refleksji nad grami ciąg dalszy.

W grach narracyjnych gracz steruje konkretną postacią, wykonuje zadania, rozwija się, a przede wszystkim zbiera przedmioty (a zatem głównie, choć nie tylko rpg, czasem np. w strategicznych).Te ostatnie podzielone są na dwie główne kategorie: przedmioty zwykłe i przedmioty misji (tłumaczenie angielskiego quest items, które brzmi nieco lepiej). Pierwsze posiadają określoną wartość wymienną i w pośredni lub bezpośredni sposób mają z reguły podnieść naszą wartość bojową. Drugie czasem też, ale niekoniecznie (niektóre gry posiadają też gatunek śmieci, które po prostu są, ale w niczym nie pomagają - pomijam je w tym tekście). Ważne jest to, że posiadanie tych drugich przez określone postaci często wpływa na zachowanie ich lub kogoś innego, to są przedmioty, które coś zmieniają. Pozostałe nic nie zmieniają w dialogach, chodzi więc tylko o to, by je zdobyć i użyć lub sprzedać. To, że owe przedmioty stanowią własność neutralnych lub przyjaznych postaci może odrobinę komplikować sprawę, ale zręczne ich podwędzenie problem rozwiązuje. Nikt nie będzie się o nie pytał, nikomu ich najprawdopodobniej nie zabraknie. Do wyjątków można zaliczyć sytuacje, gdy jakaś postać, okradziona z broni, ginie i zamyka pewne możliwości fabularne (chyba, że jest to zaplanowany element zadania). Tak więc gracz może spokojnie być dobrym, ratującym świat złodziejem. W ten sposób gra honoruje zachowania psychopatyczne - jeśli przestępstwo nie zostało wykryte, to nie zostało popełnione. Tym bardziej, że często spotkać można podobną sytuację z postaciami - są takie, które mają znaczenie oraz takie, które można bezkarnie zabić i okraść. Znów kłania się ograniczenie świata gry w czasie, przestrzeni i przede wszystkim ilości zasad.

Filmy oraz książki popularne też z reguły ogniskują się na jakichś quest items - z reguły przemiocie, który może zniszczyć bądź uratować świat, odwrócić bieg wojny - lub ważnych postaciach - synu gwiezdnego tyrana, dziedzicu korony itp. Trudno natomiast znaleźć takie obiekty bądź ludzi w rzeczywistości. W prawdziwym świecie nie ma praktycznie niczego i nikogo unikalnego, niezastąpionego, kto/co samodzielnie może zmienić losy świata. A jeśli kogoś o taką władzę podejrzewamy, to raczej ze względu na jego wyjątkowe zdolności (odkrycie druku, zreformowanie państwa). Takim quest item mogłyby też być przede wszystkim plany technologiczne, ewentualnie bomba atomowa w 1945, a nie jakieś świecidełka, jak to często bywa w produkcjach pseudohistorycznych lub fantastycznych. Za ogólną zasadę przyjąłbym jednak stwierdzenie, że jeśli umiesz coś stworzyć raz, to umiesz to stworzyć wiele razy, więc żaden super unikalny miecz lub pancerz nigdy nie mógłby zostać przedmiotem, który zmienia świat. Żaden zaś człowiek nie może nigdy osiągnąć takiego znaczenia jak Luke Skywalker.

Do czego zmierzam? Naszego życia nie uznałbym za fabularne, nie mamy więc żadnych quest items i quest characters (albo też wszystko jest quest-czymśtam, bo przecież znaczenie ma wymiar relatywny). Dlaczego więc tak wszystkich bawi wieczne odtwarzanie schematu o tej jednej rzeczy/osobie, która zmienia losy świata? (Odpowiedź: problem własnej śmiertelności i małości).


Jak zatem można się domyślić, śmierć polskiego prezydenta, masy polityków i całego najwyższego sztabu dowodzenia nie wywołała we mnie żadnych głębszych refleksji.