środa, 29 czerwca 2011

Powrót. Historycy.

Niniejszym stwierdzam, że dość już tego pierdolenia (w paradoksalnym znaczeniu: milczenia). Przez pewien czas nie wypadało się zajmować takimi bzdetami jak blogi, czasy te jednak oficjalnie zakańczam. Równocześnie ostrzegam, że w ostatnich dniach znajduję się w cokolwiek wszetecznym humorze. Termin chyba nie był tu wyjaśniany, więc pozostaje się domyślić, zapytać mnie albo skoczyć z wysokiego budynku.

*
Niedawno trochę się dowiedziałem o historii, więc pragnę się podzielić. Idzie to tak: początki wszyscy znamy, dwudziesty wiek takoż, potem idzie lekki rozpiździaj, trochę średniowiecza, następnie w dwudziestym piątym wieku mamy coś na kształt poprawionego dwudziestego, a w dwudziestym szóstym wreszcie przyzwoity dwudziesty pierwszy, skokowy rozwój nauki, singularity i takie tam posrajgłówki (właśnie w tym momencie wykoncypowałem ów piękny leksem; rodzaju żeńskiego jest on), wreszcie na początku dwudziestego siódmego rozpracowana zostaje podróż w czasie. Do tego momentu oczywiście cały biznes przejęły i nim zarządzają inteligentne maszyny, kontynuujące i rozwijające ludzką kulturę, jak również dbające o ludzki byt. A sami ludzie? Cóż - przestarzali, niedoskonali, nie nadawali się do żadnej pracy, ich egzystencja stała się więc cokolwiek nudnawa. Z wielką radością powitali więc możliwość rozrywkowej podróży w czasie (którą, co ciekawe, maszyny wcale nie były tak bardzo zainteresowane - pewnie dlatego, że spokojniejsze, mądrzejsze i w większym od ludzi poważaniu mające matematykę). Co się okazało? Otóż epickie bitwy cieszą z reguły tylko raz - człowiek szybko się orientuje, że tak przygnębiających rzezi nie chce więcej oglądać (tym bardziej, że dwudziestosiódmowieczni ludzie już nie zabijają swego jedzenia), a ogólniej to historyczne momenty formujące ludzkość okazują się nieco przereklamowane. Co nie znaczy, że nie ma na nie chętnych. Niemal cała czasomigracja (choć są to jedynie krótkie wizyty, nie migracja w naszym rozumieniu) z lat 2606-2614 odwiedzała istotne momenty historyczno-polityczne. Zrobiły się przez to niezwykle tłoczne - przykładowo na rok 2654 uważa się, że zabójstwo Gajusza Juliusza Cezara obserwowało około trzystu poukrywanych w różnych miejscach czasohistoryków. Nie trzeba zapewne dodawać, że skoro dla dwudziestopierwszowiecznych ludzi niewpływanie na historię wydaje sie jedynym sensownym wyjściem, to dla dwudziestosiódmowiecznych tym bardziej. Jednakże każdy chce latać w przeszłość (jedyna naprawdę prawdziwa rozrywka), tsk więc co bardziej znane wydarzenia (a wkrótce i te mniej znane) stały się tłoczne - na tyle, że dalsza publiczność groziła ujawnieniem i zmianą historii. Kolejne zatem pokolenia historyków musiały podróżować do mniej oblężonych - a więc po prostu mniej znanych - miejscomomentów historycznych. Najciekawsze okazały się: koniec XX wieku i początek XXI. Co by nie mówić, był to szczyt rozwoju ludzkości aż do XXVI wieku.
Półwiecze 1975-2025 było najbardziej obleganym czasem dla historyków przez (jak dotychczas, tj. do roku 2654) około 40 lat. Uwzględniając fakt, że przeciętny przedstawiciel piętnastomiliardowej (plus minus miliard na przestrzeni lat) ludzkiej populacji spędza 21 dni w czasach historycznych na jeden w swoich własnych (z tego powodu nominalna średnia ludzkiego życia dramatycznie spadła, do ok. 7 lat) daje to straszliwą ilość osobomigracjodni na te marne pięćdziesiąt lat. A do tego dochodzi podobno ponad drugie tyle z lat następnych!
Cóż z tego wynika dla nas, dwudziestopierwszowieczniaków? Już odpowiadam. Czy mieliście kiedyś wrażenie, że ktoś was obserwuje, mimo, że nikogo w okolicy nie było? No więc był. Idąc podczas spaceru wśród zieleni, możecie być pewni, że za którymś krzakiem, drzewem lub żywopłotem czai się jakiś historyk z dwudziestego siódmego wieku. Ale bardziej prawdopodobne, że za każdym krzakiem czai się kilku. Tylu ich naleciało.
Zatem, jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o przyszłości, uczynić swoje życie ciekawszym, poznać sympatycznych ludzi lub po prostu utrudnić im pracę, zbierajcie kamienie (najlepsze są te wielkości pięści) i systematycznie rzucajcie nimi (byle mocno) w okoliczne krzaki, korony drzew, za murki i ogólnie wszędzie, gdzie sami byście się schowali, by obserwować ludzi. Zdziwicie się, jak szybko, po dobrym rzucie zza krzaka wyjdzie cherlawy jegomość, masując spuchniętą potylicę i zacznie was przepraszać. Ja dzięki tej technice dowiedziałem się tych wszystkich rzeczy o przyszłości.
Przy okazji chciałbym zwrócić waszą uwagę na to, jak ciekawym obiektem jest kamień i ile ma zastosowań: od posiłku, przez broń i aparat higieniczny, aż do afrodyzjaku.
Grupa uczonych pod moim przewodnictwem przeprowadziła w ostatnim miesiącu  testy terenowe kamieniowej techniki wykrywania czasohistoryków. Oto wybrane fragmenty wyników:
Średnio na każde 1000 losowych rzutów kamieniem w potencjalne miejsca ukrycia (termin zdefiniowany gdzie indziej, zasadniczo zbieżny z przedstawionym przeze mnie opisem):
trafiano 2,2 ssaki niehumanoidalne (oba gryzonie), w tym 0,79 ze skutkiem śmiertelnym
trafiono 27,3 ssaków humanoidalnych (zakłada się, że wszystkie należą do homo sapiens), z czego spotkanie trzeciego stopnia nastąpiło z 21,1 z nich, podczas gdy 5,9 uciekło (ich przynależność do gatunku homo sapies jest jedynie domniemana na podstawie pobieżnej obserwacji, podczas gdy w pozostsłych ~21 przypadkach kontakt potwierdził przynależność gatunkową, przynajmniej według oficjalnej klasyfikacji na czerwiec 2011)
spośród 21,1 osób, z którymi nawiązano kontakt:
17,8 przyznawało się do podróży w czasie i dwudziestosiódmo- lub dwudziestoósmowiecznego pochodzenia
2,1  okazywały się dwudziestopierwszowiecznymi parami dokonującymi czynności intymnych, z czego 1,3 uprawiało seks - w tym 0,7 z użyciem zabezpieczenia (domniemuje się również przynależność 1,8 osób, które uciekały, do grupy dwudziestopierwszowiecznych par, z uwagi na grupowanie - po dwie osoby, z reguły przeciwnej płci - oraz niekompletne lub nieobecne odzienie)
0,9 osoby okazywało się być przyczajonym ninja (100% tych rozpoznań zakończyło się śmiercią badacza)
0,3 osoby okazały się być ekshibicjonistą oczekującym na ofiarę w stanie półnagim (z ekspozycją części intymnych).
Podsumowując wyniki badania: seria rzutów kamieniem skutkuje najczęściej nawiązaniem kontaktu z przybyszami z przyszłości, Polacy zaś wciąż zaniedbują antykoncepcję.

*
A teraz coś zupełnie innego: ostatnio tak się zamyśliłem, nudziło mi się, no i stworzyłem nową (lub nie, na razie nie sprawdzałem zbyt dokładnie) definicję kultury. No bo ten bełkot o praktykach symbolicznych opartych na wymianie jakoś mi nigdy nie pasował. Ja zatem proponuję:
Kultura - świat stworzony przez inteligencję.

Myślałem, żeby nieco obtłumaczyć taki dobór wyrazów, ale jednak nie. Niech mówi za siebie, niech otwiera pole do interpretacji, którego szerokość wydaje się (przynajmniej mnie) precyzyjnie dobrana.

*
Niech tyle wystarczy na powrót. Pisane ponad dwie godziny. Ponownie może zaskutkować nawałem treści w najbliższym czasie (mam sporo w głowie) lub nie (wciąż tak jakby boję się pisać lub w inny sposób kontaktować ze światem).

Według mnie jest to łotrość.