czwartek, 31 marca 2011

Bzdurzenie

Właśnie rozpoczęła się ostatnia godzina marca. Przez cały miesiąc chodził ze mną pomysł na krótki, głupi tekścik, którego jednakowoż nie mogłem napisać. Winnych jest wielu - zacząłbym od życia, które rzuca ostatnio kłodami - może niekoniecznie pod me nogi, ale ogólnie w moim kierunku; następnie ludzie będący nierzadko owymi miotanymi kłodami, utrudniający mi wspomniane życie na co drugim kroku, przy okazji zaliczający się w większości do bliskiej mojej rodziny (najgorszy typ człowieka); no i wreszcie ja sam wraz z moimi nieodłącznymi cechami, składającymi się na szeroko rozumiane lenistwo, ale również odrobinę solenności, gdyż nie chciałem po prostu wypluć z siebie kolejnego potworka, a raczej potworka osadzonego w niesprzecznym z rzeczywistością tle. Efekt ten najłatwiej osiągnąć poprzez wycięcie, rozmycie lub surrealizację owego tła, ale tym razem nie chciałem się uciekać do tak tanich sztuczek.

Powyższy akapit można streścić za pomocą jednego zdania prostego: nie napisałem jeszcze tego tekstu. Mogę dodać jeszcze zaskakujące postscriptum - pisanie już dawno rozpocząłem, ale na razie szlag je trafił. W końcu żeby pisarz mógł pisać, musi mieć po temu wolny umysł, więc ja tym bardziej owym obciążeniem obciążony jestem, a wspomniane kłody od życia tak wielkim ciężarem na mych barkach się kładą, że myśli o wysmakowanym postmodernizmie z lekka mię odchodzą (acz nie całkiem).

Zbliża się połowa ostatniej godziny marca, więc nie zwlekając przejdę do meritum niniejszego posta - jest on pisany, ponieważ miesiąc bez żadnego posta będzie oznaką mojego całkowitego upadku moralnego; ponadto zaś, ponieważ mam ochotę pobzdurzyć se nieco. Dawnom już nie bdurzył satysfakcjonująco. Skupmy się więc na bzdurzeniu. Mniej picia, więcej bzdurzenia! - Wołał lud zgromadzony pod pałacem prezydenckim. W tym samym czasie na Polach Elizejskich Napoleon Bonaparte po pijaku oświadczał się umiarkowanie pięknej, lecz zabójczo trzeźwej cygance. Gdyby nie była ona skażona cnotą, trzeźwością oraz uczciwością, niechybnie przyjęłaby oświadczyny i historia potoczyłaby się inaczej - przynajmniej nieco inaczej, ponieważ, jak wiadomo, cyganie mnożą się prawie tak obficie jak inne wędrujące grupy (tzw. cyganeria), zatem cesarz miałby solidną grupkę porządnego potomstwa z prawego, choć niezbyt szacownego łoża, zamiast wypierdka w rodzaju Napoleona drugiego (jaki szacunek w dziewiętnastym wieku może osiągnąć człowiek, który żyje tylko dwadzieścia jeden lat). Cyganka jednak, jak już  wspomniałem, trzeźwą była, nie chciała wię stać się jedynie przelotną kochanką najpotężniejszego człowieka świata, wolała raczej zostać jego żoną. W tym celu nie dała mu od razu, lecz próbowała dać się zdobywać przez co najmniej trzy wieczory i jeden kosztowny podarek. Efektem tego postępowania Cesarz Francuzów wychędożył tego dnia kogoś innego, który to fakt zasadniczo wpłynął na losy II Wojny Światowej, jednak w dość zawoalowany sposób.

Z grubsza w tym samym czasie (dokładniej w roku 1867) Charles Rutherford, amerykański rybak pochodzący z Rockland w stanie Maine dokonał fenomenalnego przemyślenia. Idzie to mniej więcej tak: Kolumb wypłynął z Europy i odkrył Amerykę z perspektywy europejskiej, ale Europa, mająca z Ameryką najwięcej połączeń morskich spośród wszystkich kontynentów, nigdy nie została oficjalnie przez Amerykanów odkryta. Zbudował on więc siedemnastometrowy okręt żaglowy, którym (wraz z dwoma towarzyszami) przepłynął Atlantyk i odkrył Europę, którą w całości uczynił własnością prezydenta Stanów Zjednoczonych. Europejczycy niestety zignorowali ten istotny fakt.

A najśmieszniejsze jest to, że imię wspomnianej cyganki brzmiało trochę jak 'dupa'.

Pisane od 23:01 do 23:53, a więc jak na mnie wyjątkowo krótko.

2 komentarze:

  1. No, takie przykładowe bzdurzenie, rzeczywiście.
    Ja na przykład, gdy jeszcze budowałem z klocków lego, czasem dla relaksu robiłem jakieś zupełnie bezsensowne, nieuporządkowane i przypadkowe konstrukcje, by się odmóżdżyć. Tak mi się to kojarzy. Aloha.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, Gregu, żeś komentnął, brakowało mi fidbeku nieco. Idea bzdurzenia jeszcze długo kojarzyła mi się będzie z Tobą y Twymi tekstami, które podziwiałem za lekkość taką, z bzdurzeniem sobie wiele wspólnego mającą. Teraz wspomniało mi się, jako to moje Popieprzone Opowiadanie Apodyktyczne poniekąd wzorowane było na Twojej opowieści o Gregoriusie i Mistrzu Mindrapierze napierdalających Kolorofona (znów: w sensie wolności twórczej, a nie nawiązań fabularnych). No i dość tego komentarza.

    OdpowiedzUsuń