poniedziałek, 4 stycznia 2010

Cel (też zły) - cz. 1

Znalazłem już jeden cel, jaki mógłby spełnić ten blog, a który miałby dla mnie jakieś faktyczne znaczenie (czy znaczenie może być faktyczne?) - otóż gdybym przedstawił tu swój antyerotyczny światopogląd, a potem opisał historię swoich relacji z kobietami, ktoś (teoretycznie) mógłby to zrozumieć i wypowiedzieć się, czy według niego jest to pogląd, który ma po prostu służyć moim prywatnym interesom, czy też jest dla mnie wystarczająco niewygodny, by uznać go za... idealistyczny (chciałoby się rzec: altruistyczny, ale wydaje mi się, że żadnej części mnie nie powinno się określać tym przymiotnikiem). Potrzebne mi to, gdyż w myślach prowadzę coś w rodzaju krucjaty przeciw światopoglądom pozornie idealistycznym - wydaje mi się, że ogromna większość wygłaszanych prawd ma na celu polepszenie szeroko rozumianej sytuacji towarzyskiej mówiącego (rodzaj męski został tu użyty nie tylko dlatego, że jest w naszym języku traktowany jako domyślny).

Poczułem się nieco przytłoczony. Oto prosta lista rzeczy, które proszą się o opisanie/spisanie, wyciągnięta z tak krótkiego zaledwie akapitu:
1. Antyerotyczny światopogląd
2. Historia moich relacji z kobietami
3. Problem z pseudoidealizmem
4. Faktyczność znaczenia, kwestia rodzaju, oraz próba wyjaśnienia, dlaczego takie rzeczy nie muszą być nudne (choć w tej chwili trudno byłoby mi takie wyjaśnienie stworzyć choćby w zarysie)
5. Kolejna porcja tłumaczeń, że to co piszę, nie powinno brzmieć tak, jak prawdopodobnie brzmi w głowie czytelników. Chyba nie każdy dobry tekst może obronić się sam.

Oczywiście przy każdym z tych tematów pojawiłoby się/pojawi się kolejne kilka takich rzeczy. Każdy z nich da się wytłumaczyć w paru zdaniach, ale zdania te trzeba potem dookreślać i tłumaczyć, prawdopodobnie w nieskończoność. Możliwe, że zacznę i nigdy nie skończę, ale jak nie zacznę to nie skończę na pewno, więc do dzieła.

1. Antyerotyzm.

W czasie świąt, przerw międzysemestralnych oraz wakacji pomieszkuję ostatnio u rodziców, którzy posiadają jedno dobrodziejstwo kultury, do którego dostęp został mi (przeze mnie) odmówiony tam, gdzie mieszkam normalnie. Korzystam więc, ile mogę, z rozkoszy bezmyślnego, o-czym-innym-myślnego lub czasem zupełnie uważnego wpatrywania się w ekran. Nadrabiam zaległości w hollywoodzkich i pozaamerykańskich filmach (często takich, które nigdy nie trafiły do polskich kin). Prawie wszystkie śmiało uznaję za popkulturę. Prawie wszystkie przekazują widzowi wiadomość, że miłość jest w życiu najważniejsza. Prawie wszystkie dają do zrozumienia, że człowiek samotny to po prostu nieudany (najczęściej nieśmiały) amant. Dalej: jedyna książka Coelho, którą przeczytałem (co lepsi poloniści wieszają na gościu wszystkie psy, więc musiałem sprawdzić, zanim i swoje powieszę; jakby co, książką tą był "Zahir") wprost ujawnia bezdyskusyjne dla siebie założenie, że człowiek nie może żyć bez miłości. Z pewnością znane wam jest powiedzenie, że celu w życiu nie trzeba znaleźć, że można go spotkać i z nim (częściej: nią, ponieważ patriarchat wciąż silny) porozmawiać, a nawet prze...komarzać się. Hollywood często korzysta z tego schematu: bohater jest zagubiony, dopóki nie znajduje miłości swego życia lub (wersja pozornie ambitniejsza) nie zostaje ojcem (tak, tak, patriarchat wciąż silny; filmy o matkach też widywałem, ale w nich kiedyś znalazłem inny schemat, a później go zapomniałem).

Problem w tym, że pożyłem już trochę i nigdy ani nie widziałem, żeby miłość była odpowiedzią na jakiekolwiek pytania, ani też żeby ludzie zakochani stawali się wyraźnie lepsi. Co więcej, nie słyszałem nawet żadnej wiarygodnej relacji tak twierdzącej. Z moich obserwacji wynika, że gdy żałosny człowiek ma dziecko, staje się żałosnym rodzicem, porównywalnie niedojrzałym. Gdy cyniczny egoista się zakochuje (tak, on też może), po prostu wykorzystuje innych w służbie swojej miłości. W końcu musiałem więc skonfrontować składowe tego dysonansu i wyjaśnienie znalazłem, gdy jako aparatury umysłowej użyłem przemyśleń związanych z dalej opisanym pseudoidealizmem.

Mój wniosek wygląda następująco: cała ta apoteoza miłości ma z jednej strony legitymizować naszą wieczną chęć sparowania się lub po prostu seksu (przypomnijmy sobie częsty motyw bohaterów, którzy grawitują wokół siebie, mimo, że z jakichś względów ich bycie razem byłoby nie w porządku - z reguły więc poprzestają na jedno- lub kilkukrotnej kopulacji; implikowanym wyjaśnieniem i morałem jednocześnie jest: nie można stawać na drodze miłości lub coś w ten deseń; tego samego wyjaśnienia można także użyć w życiu, gdy ma się ochotę na cudzego małżonka lub posiada się już własnego), a z drugiej pozwala małym ludziom o nieciekawych życiach, jakimi wszyscy jesteśmy, by wierzyli, że spotyka ich coś absolutnie cudownego - i ważnego - czyli miłość. Taki produkt fantastycznie się sprzedaje, bo kto z nas nie ma ochoty podupczyć (ciekawe, że nie widzę w języku polskim ekwiwalentnego wyrazu, który obejmowałby również perspektywę kobiecą; patriarchat?) i poczuć się ważnym jednocześnie?

Czyli co, miłość nie istnieje? Trudno powiedzieć. Jako wielka, potężna i dobra siła - nie. Jako życiowy cel, odpowiedź na pytania - nie. Jako element codzienności, dotykający prawie wszystkich, który, tak jak inne, może zostać przekuty w coś fajnego - chyba tak. Miłość a empatia to dwie różne rzeczy, które mogą, ale nie muszą współwystępować. Miłość nie tłumaczy ani tym bardziej nie usprawiedliwia łajdactw popełnianych w jej imieniu.

To wszystko powiedziane było w wielkiej ramie "wg mnie" oraz oczywiście o miłości-amor. Miłość-caritas to troszkę inna para kaloszy, a ujednolicenie ich wydaje się kolejną manipulacją społeczeństwa chcącego podupczyć. Na razie rzeknijmy tylko, że miłość-caritas łajdactwa tłumaczy, ale wciąż nie usprawiedliwia. Przynajmniej nie sama jedna.

To ustaliwszy, możemy przejść dalej: pewnie każdy z nas uczestniczył w sytuacji, kiedy kogoś seksualnie pasywnego, zagubionego, dziwnego czy w inny sposób innego podejrzewano z miejsca o jakieś nietypowe preferencje seksualne z homoseksualizmem na czele. Mnie zdarzyło się to już co najmniej kilkakrotnie (tzn słyszeć takie wypowiedzi pod czyimś adresem, bo oczywiście nie wiem, ile razy sam byłem ich celem, ale przypuszczam, że nawet więcej). Zwróćmy ponadto uwagę na skalę oddziaływania homofobii, ruchów broniących homoseksualistów, represji wobec ludzi o dziwnych fetyszach itd (nie dotyczy to nadużyć seksualnych - mówię tylko o tych, którzy to, co robią, robią tym, którzy chcą, żeby im to robiono). Jeśli zwrócimy uwagę, że dotyczy to zachowań intymnych, które nie mają z reguły bezpośredniego wpływu na życie społeczne, siła jest zaskakująco wielka, prawda? Myślę, że może to być skutek apoteozy miłości (nie jestem jednak pewien). Z całą pewnością zaś jest to z nią powiązane (mogą po prostu pochodzić ze wspólnego źródła). Czas więc, żeby ktoś powiedział: wcale nie jest takie ważne, co kto komu i gdzie wsadza.

CDN.

PS.: Lekturą dodatkową do powyższego wykładu jest motyw celu w życiu u Wilqa, bohatera słynnego polskiego antykomiksu.

4 komentarze:

  1. Romantyczne danie-afrodyzjak Grega dla dwojga:

    Szpinak rozmrozić na wolnym ogniu. Dodać czosnek, poddusić, następnie dodać masła, soli, pieprzu i wegety, poddusić. Dodać śmietany i gałki muszkatałowej, wymieszać ciągle dusząc. Na koniec dodać startego żółtego sera, mieszać i dusić do momentu rozpuszczenia się sera. Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że ten blog powstał i to jest także z mojej winy, byłem, jakby to rzec, katalitykiem tego procesu. Zbawczy okazał się także mój brak inicjatywy, dzięki czemu całą mógł zagarnąć sobie autor tego bloga i go zrodzić. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam wszystkie kciuki za Ciebie! Czuję, że sukces tego bloga jest w zasięgu pomocnej dłoni i zbliża się wielkimi kroczami!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oto pojawił się człowiek. Człowiek,który faktycznie był katatonikiem tego procesu. Człowiek, na którego czekałem. Człowiek, który znalazł świetny sposób na odezwanie się i dodanie czegoś od siebie. Człowiek, który wpier***a za dużo szpinaku :)

    Cieszę się, że wreszcie tu trafiłeś.

    OdpowiedzUsuń